Bogowie, Honor, Ankh-Morpork |
Moja ocena 6/6
Bogowie, Honor, Ankh-Morpork to kolejna książka z serii o Świecie Dysku, świecie przynajmniej na pierwszy rzut oka zupełnie niepodobnym do naszego.
Zaczątkiem akcji jest wyłonienie się nowego lądu z morskich głębin dokładnie pomiędzy stolicami dwóch prastarych cywilizacji. Wyspa Leshp, niezbyt duża a na dodatek śmierdząca wodorostami natychmiast rozbudziła wyobraźnię mieszkańców obydwu krain. Pokojowe sąsiedztwo Ankh-Morpork i pustynnego Imperium Klatchu stanęło na ostrzu noża.
Kiedy na ulicach Ankh-Morpork motłoch już chwytał za pałki i pochodnie by wymierzyć sprawiedliwość „szmacianym łbom” w pałacu Vetinariego trwały jeszcze gorączkowe próby załatwienia sprawy w dyplomatyczny sposób. Niestety wszelkie wysiłki pokrzyżował zamach na dyplomatę, wysłannika Al-Khali. Wojna stała się faktem. Lord Vetinari został odsunięty od władzy a sir Samuel Vimes stracił posadę komendanta Straży. Na szczęście jako szlachcicowi przysługiwało mu prawo wystawienia regimentu wojskowego i udania się na terytorium wroga.
Szaleństwo ignorancji i głupoty w najczystszej postaci osiąga apogeum. Całe miasto zapałało nienawiścią do jedzących kebaby i owijających głowę ręcznikiem mieszkańców Al-Khali. Równolegle z ekspedycją wojskową na pustynię ruszają dobrze nam znani strażnicy, którzy w końcu zaaresztują całe pole bitwy za szereg wykroczeń przeciwko porządkowi publicznemu. Dzięki pomocy niezrozumianego geniusza, Leonarda z Quirmu, w Al-Khali znajdzie się także Lord Vetinari gdzie nierozpoznany przez nikogo będzie mógł wcielić w życie swój chytry plan zażegnania kryzysu.
Terry Pratchett pod płaszczykiem fikcyjnego Świata Dysku celnie i cynicznie punktuje wady rzeczywistości w której żyjemy. Autor wyśmiewa nie tylko polityczne intrygi i interesy stojące za koniecznością rozpętania wojny o kupę kamieni ale przede wszystkim ludzi, którzy są w stanie zlinczować śmiesznie ubranego sąsiada z powodu historyjki usłyszanej od gościa w barze.
Książka z pewnością spodoba się wszystkim fanom Terrego Pratchetta. Autor w lekki i przyjemny sposób a także ze sporą dawką humoru w stylu Monty Pythona (spostrzegawczy znajdą nawet bezpośrednie nawiązanie) wyśmiewa nietolerancję i płytkie horyzonty myślowe.
Muszę kiedyś skusić się na Pratchetta. Ot tak, żeby wyrobić sobie swoją opinię. Jak na razie to jego osoba jest dla mnie istną tajemnicą. No, książki tak samo.
Może kiedyś, choć niespecjalnie mnie ciągnie do lektur tego pana.
Czytałam, świetna książka i trafna recenzja, polecam
Ten komentarz został usunięty przez autora.