![]() |
Dziesiąta symfonia – Joseph Gelinek |
Moja ocena 4/6
Kup książkę: Dziesiąta symfonia
„Dziesiąta symfonia” to jeden z wielu thrillerów powstałych na fali popularności Kodu Leonarda da Vinci. Anonimowy autor ukrywający się pod pseudonimem Joseph Gelinek zapewnia nam dwa wieczory przyzwoitej rozrywki jednak bardzo daleko mu do mistrzów gatunku.
Tytułowa „Dziesiąta symfonia” to rzekomo zaginione dzieło mistrza Ludwiga van Beethovena, święty graal miłośników muzyki klasycznej, żadnych pieniędzy i sławy kolekcjonerów a w końcu masonów. Istnienie zapisu nutowego leżało jedynie w sferze mglistych domysłów aż do czasu koncertu, który odbył się w madryckiej willi hiszpańskiego mecenasa sztuki.
Dla jednego ze słuchaczy, Daniela Paniagu`y, młodego zdolnego muzykologa z lokalnego uniwersytetu od razu oczywistym wydawał się fakt, że dzieło przedstawiane jako rekonstrukcja na podstawie niekompletnych notatek jest w rzeczywistości odnalezionym fragmentem symfonii, która wyszła spod pióra mistrza. Podejrzenia zamieniają się w pewność gdy dochodzi do brutalnego morderstwa kompozytora rekonstrukcji, a zarazem potencjalnego posiadacza oryginalnego dzieła. Muzykolog dołącza do ekipy śledczych w charakterze biegłego ponieważ na ciele denata odnaleziono tajemniczy tatuaż przedstawiający wiadomość zaszyfrowaną pod postacią nut na pięciolinii. Rozpoczyna się wyścig z czasem w poszukiwaniu kolejnych poszlak i wskazówek.
Warto dodać, że wspomniany tatuaż to jedyna tajemnica czekająca na rozwikłanie. Czytelnicy nie zostaną zabrani w podróż po różnorakich salach koncertowych czy muzealnych archiwach wodzeni tropami zostawionymi 200 lat wcześniej przez genialnego Beethovena.
Oprócz postępów śledztwa w sprawie morderstwa czytelnicy są świadkami wielu dysput na temat historii muzyki i życia Beethovena, co w pewnym momencie staje się dosyć nużące, kiedy zaczynają one przytłaczać i spowalniać akcję. Do finału śledztwa prowadzi niezwykła ilość zbiegów okoliczności i dosyć naciąganych wydarzeń. Wątek obyczajowy aż razi sztucznością i brakiem jakiejkolwiek głębi psychologicznej.
Książka ta z pewnością nie zapada na długo w pamięci. Jest to typowa lektura rozrywkowa, która idealnie umili nudny wykład lub długą podróż. Przed wystawieniem niższej oceny powstrzymało mnie ładne wydanie książki, dzięki czemu może być ozdobą domowej biblioteczki.
tych książek po Brownie faktycznie powstało bardzo dużo. trudno właściwie teraz to ogarnąć. ale widać nurt ma "postbrownowy" ma się dobrze, skoro wiąż wydają tego typu książki jak Tajemnica Kopernika, Szyfr Szekspira itp.
E nie, nie lubię jedak tego rodzaju książek, a Brown mnie irytuje.
Najpierw muszę przeczytać "Kod Leonarda da Vinci", a potem zobaczę.
Kod Leonarda da Vinci przeczytać warto, bo to niejako prekursor w swoim gatunku (tylko jak go nazwać?).
oczywiście powstawały wcześniej ciekawe książki sensacyjne z wykorzystaniem historii i religii, no ale ta stała się gigantycznym wydarzeniem, a takie warto znać
Kod da Vinci faktycznie warto przeczytać jeśli lubi się kryminały i powieści z dreszczykiem
a ja bym przeczytała
Nawet ciekawie zapowiada się
zapowiada się dość ciekawie, więc kto wie? może się skuszę?
Jeśli będę miała okazję, to myślę, że się skuszę…
Chyba jednak sobie ją odpuszczę:)
książka przeczytana, jednak kilka godzin później całkowicie wyleciała mi jej fabuła z głowy. Można rzecz że to tania podróba Browna;) ale co kto lubi – takie ksiązki – zrobione na "fali popularności pewnego wątku" albo się kocha albo nienawidzi.
Nie lubię porównań typu "ktoś pisze jak ten i ten". Zazwyczaj wtedy się rozczarowuje i zniechęcam bo liczę na coś głównie dobrego. Browna uwielbiam i nie spróbuję chyba czegoś co jest do niego porównywane.
Wiem, zagmatwanie to napisałam
Tłumacze się przeciążeniem nauką