![]() |
Moja ocena: +4/5 tl;dr Typowy przedstawiciel gatunku |
Niedawno pod jedną z recenzji „Miasteczka Niceville” zostawiłem komentarz: „Dobra ocena, książka wciągająca i straszna. Coś dla mnie :)”. Dostałem to czego oczekiwałem, chociaż nie obyło się bez kilku drobnych niedociągnięć o których wspomnę w tej recenzji.
Na początek, krótkie streszczenie. Akcja książki odbywa się w Niceville, małym miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych u stóp tajemniczej i złowróżbnej formacji skalnej. Według podań Indiańskich mieszka tam dziwna siła, zło w czystej postaci, dlatego aż do czasu przybycia białych ludzi ignorujących ludowe mądrości nie było w tym miejscu żadnej osady. To co wyróżnia Niceville na tle innych miejsc na świecie to niespotykana ilość niewyjaśnionych porwań. Właśnie dlatego na nogi zostaje postawiona policja całego hrabstwa kiedy 10 letni Rainey Teague spóźnia się ze szkoły zaledwie kilkanaście minut. Śledczym szybko udaje się dotrzeć do sklepikarzy, którzy widzieli go jako ostatni a także do systemów monitoringu. Na nagraniu z kamery przemysłowej widzimy chłopca zafascynowanego swoim odbiciem w lustrze na wystawie sklepu ze starociami. W pewnym momencie znika – nie ucieka, nie zostaje porwany, czy zdzielony celnym ciosem – znika jak w dobrej magicznej sztuczce. Chłopiec pojawia się po 10 dniach na miejscowym cmentarzu, w trumnie swojego przodka w solidnej murowanej kaplicy, którą strażacy musieli rozbierać przy pomocy ciężkiego sprzętu przez kilka godzin, żeby dostać się do przerażonego dziecka. Tak zaczyna się wątek horrorowy, natomiast rok później…
…ma miejsce niezwykle zuchwały napad na bank. Złodzieje kradną 2,5 miliona dolarów i opróżniają skrytki, w których jak się później okazuje znajduje się tajemniczy dysk, urządzenie w centrum zainteresowania służb specjalnych i szpiegów innych mocarstw. W czasie pościgu ginie czwórka policjantów. W ten sposób zostajemy wciągnięci w intrygę kryminalną.
Nie bez przyczyny opisałem te dwa wątki w oddzielnych akapitach, bo chociaż w jakimś stopniu zazębiają się, to stanowią jednak odrębne historię. O ile wątkowi kryminalnemu nie mam nic do zarzucenia, jest niezwykle dynamiczny, oryginalny i pomysłowy a przede wszystkim wciągający i pełen zwrotów akcji to w mojej opinii wątek horrorowy udał się nieco gorzej.
O ile sama akcja i zabiegi autora są poprawne, dobrze nam znane z literatury tego typu to zakończenie jest dosyć rozczarowujące. Dwie finałowe sceny wątku horrorowego, kiedy wszystko już jest mniej więcej jasne, nie wzbudziły dreszczu emocji a raczej wesołość. Muszę jednak przyznać, że często śmieję się z horrorów filmowych kiedy inni zamykają oczy, trudno mnie wystraszyć, miejcie to na uwadze

Wydaje mi się, że takie a nie inne zakończenie wynikło z konieczności pozostawienia niektórych wątków otwartych i oszczędzenia głównych bohaterów dla przygód jakie ich czekają w kolejnych częściach ponieważ „Miasteczko Niceville” to pierwsza książka z planowanej serii.
Na koniec zostawiłem pewne spostrzeżenie, którego właściwie nie wiem jak ocenić. Wydaje mi się, że pierwszy raz w książce trafiłem na „product placement„. To normalne, że bohaterowie żyjący w świecie przedstawionym stworzonym na podobieństwo tego prawdziwego będą korzystać z różnych dobrze znanych nam przedmiotów. Jednak zbyt częste wspominanie ich marki a nawet konkretnych modeli wydaje się być nieuzasadnione. Najbardziej razi poinformowanie nas jakiej marki jest… pendrive głównego bohatera i to w punkcie kulminacyjnym książki. Jaka jest Wasza opinia o product placement?
Podsumowując recenzję chciałbym powiedzieć, że jest to idealna pozycja dla wszystkich fanów literatury kryjącej się pod etykietką horror/thriller/sensacja. Książka zapewni godziny rozrywki i miłego napięcia a drobne wady są do przyjęcia, zwłaszcza, że drugi wątek kompensuje je z nawiązką.
Recenzją książki „Miasteczko Niceville” powstała dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka
idealna pozycja dla wszystkich fanów literatury kryjącej się pod etykietką horror/thriller/sensacja. – czyli ewidentnie nie moja bajka.
siekawa fabuła no i jeden z moich ulubionych etykiet : horror , sensacja . Bede musiała poszukać .
books-for-imagination.blogspot.com zapraszam di mnie no i oczywiście obserwuje.
Jestem wielką fanką horrorów i thrillerów, zawsze z chęcią sięgam po ten gatunek. Szkoda, że w przypadku tej pozycji zakończenie nie trzyma poziomu, ale jak książka wpadnie mi w ręcę, to nie odmówię
Pozdrawiam.
Ja też nie jestem fanką tgo typu gatunków i spasuję.
a tam, przeczytałabym
mimo kilku wad i tak interesuje mnie ta książka
pozdrawiam
Dziś powiem coś, czego mówić nie lubię – ta książka mi się nie podoba
A dokładniej – nie przyciąga zupełnie – choć okładka ma klimat, a Prószyński raczej nie wydaje złych powieści… niestety ta pozycja zupełnie mnie nie ciekawi
Wymienione przez Ciebie wady skutecznie odstraszają mnie od tej pozycji.
Nie miałem zamiary nikogo straszyć
Niestety wątek horror-owy mnie odstrasza – no tchórz jestem i tyle
Czytałam i jak wiesz podobała mi się
Z resztą jak wszystkie książki dotąd przeczytane od Prószyńskiego
Całkiem ciekawie brzmi ta książka i już nie pierwszy raz czytam pozytywną jej recenzję. Chętnie sięgnę kiedyś, szczególnie, że lubię takie klimaty
A z product placementem spotkałam się chyba po raz pierwszy w trylogii Larssona… W sumie mi to nie przeszkadza, jeśli nie jest zbyt nachalne i nie pojawia się na każdej stronie
Raczej spasuję. Książka nie wydaje mi się zbytnio interesująca. Horrorów unikam, a sensacje starannie sobie dozuję.
ja książkę odebrałam bardzo pozytywnie. po kilkunastu nieudanych próbach doznania dreszczu w trakcie lektury, w końcu pojawiło się coś, co mnie autentycznie zaciekawiło. mam nadzieje, że na drugi tom nie trzeba będzie długo czekać.