Wakacyjny wyjazd sprawił, że czytanie książek i pisanie recenzji stało się nieco utrudnione. Książka na biwaku i późniejsze poszukiwania internetu nieco nie pasują do moich wyobrażeń o odpoczynku na łonie natury. W ciągu najbliższego tygodnia możecie spodziewać się aż trzech tekstów filmowych, przygotowanych z wyprzedzeniem tak aby blog mógł prowadzić się sam
W odróżnieniu od ostatniej recenzji opisującej wydanie DVD te opiszą sam film. Teksty są wynikiem jednej nocy spędzonej na nocnym maratonie w kinie.

Na pierwszy ogień wybrałem „Mój tydzień z Marylin”. Film powstał na podstawie książki o tym samym tytule i opowiada o młodzieńczej przygodzie autora, Colina Clarka, którą zafundowała mu kobieta będąca obiektem westchnień większości mężczyzn na planecie – Marilyn Monroe. Słynna aktorka, piosenkarka i gwiazda światowego formatu przyjechała do Londynu na zdjęcia do filmu „Książę i aktoreczka” przy którym pracował Clark jako trzeci asystent reżysera. Szybko awansował na nieformalnego asystenta Marilyn.
Jeśli znacie Adasia Miauczyńskiego zapewne wiecie, że bycie nawet drugim reżyserem nie przynosi zbyt wielkiego splendoru i powodzenia wśród kobiet. Czym więc zaimponował takiej kobiecie jak Marilyn trzeci asystent? Odpowiedź na to pytanie byłoby spoilerem więc skupię się na samej głównej bohaterce.
Poznajemy zaledwie epizod z jej życia i sławy. Mimo to reżyserowi udało się bardzo dobrze odwzorować charakter pani Monroe i paradoks jej popularności. Życie w blasku fleszy jest dla niej jednocześnie ciężarem i błogosławieństwem. Kobieta nie rozumie swojej sławy, jest zagubiona i pełna wątpliwości co do swojego talentu. Życie na świeczniku wpędza ją w depresje, problemy z alkoholem, narkotykami i… mężczyznami. Jednocześnie nie potrafi odciąć się od swojego wizerunku scenicznego, schować kostium Marilyn Monroe do szafy i stać się na nowo Normą Jeane Mortenson.
Oglądając film mamy wrażenie jakbyśmy podglądali bohaterów z perspektywy żądnego sensacji dziennikarza. Coś się uda podpatrzeć, coś podsłuchać, ale w ostatecznym rozrachunku nie mamy pewności co wydarzyło się tak naprawdę. Film został nakręcony z wyczuciem. Nie epatuje seksem i tanią sensacją. Na pierwszym planie są emocje bohaterów.
Całości dzieła dopełniają klimatyczne zdjęcia i muzyka. Na tle innych popularnych filmów kinowych, które od lat stawiają bardziej na efekty specjalne i warstwę wizualną niż na atrakcyjną fabułę „Mój tydzień z Marilyn” wyróżnia się bardzo pozytywnie.
niestety nigdy za tą aktorką nie przepadałam, nie lubię filmów z nią, nie czytuję książek o jej życiu, zatem niestety akurat nie dla mnie dzisiejsza propozycja
pozdrawiam
Średnio mam ochotę na ten film. Czytałam biografię tej autorki, jej prywatne zapiski i to mi wystarczy. Uwielbiam gwiazdy starego kina. Niestety jej już odrobinę brak tej przedwojennej maniery, dystynkcji i klasy. Była świetną aktorką. Miała w sobie czar. Na jej filmy chce się patrzeć. Patrzeć na nią.
Wolę jednak Marlene Dietrich albo Vivien Leight.
Z chęcią obejrzałbym ten film, choć mam wrażenie, że lepiej na początku przeczytać jakieś biografie jej poświęcone.
Bardzo lubię Marilyn Monroe i od dawna przymierzam się do obejrzenia tego filmu. Muszę w końcu znaleźć czas i usiąść przed komputerem, aby spędzić nie tydzień, ale chociaż kilkadziesiąt minut z Marilyn..
Kiepsko zagrana postać Marylin trochę irytuje podczas oglądania filmu. Fabuła też dosyć błaha, ale to już chyba wynika z tego, że Monroe była po prostu kokietką. Film mnie nie porwał, ale jest nadzieja, że książka jest lepsza.
Film chciałabym obejrzeć, bo od jakiegoś czasu interesuje mnie postać Marilyn. Do tej pory wiem o niej niewiele. Bardzo jestem ciekawa zarówno filmu jak i książki. Myślę jednak, ze najpierw sięgnę po książkę.
Czytałem książkę na podstawie której powstał film i bardzo przypadła mi do gustu. Więc tym większą mam ochotę obejrzeć ten film!
Zaczynam obserwować i dodaję do linków!
Ja też nie mam zbytniej ochoty na temat film, bo Merilyn Monroe nie leży w kręgu moich zainteresowań.
Film był dobry, aktorsko również. Niestety MM wyglądała jak wiecznie naćpana schizofreniczka, ale – kto wie, czy tak nie było. Świetna rola Michelle Williams.