Recenzja książki „Blog osławiony między niewiastami” Artura Andrusa 4/6
Tytuł to nie wprowadzenie w błąd. Książka naprawdę jest efektem pracy ZUS-u. Zastanawiacie się pewnie na co idą Wasze podatki? Na szczęście tym razem ZUS nie wydał pieniędzy na głupoty. No może trochę na głupoty, ale przynajmniej nie pieniędzy z podatków. Bo ZUS to Zakład Usług Satyrycznych – jednoosobowa instytucja powołana do życia przez Artura Andrusa.
Na kartach tej książki nawet ZUS brzmi jakoś tak przyjemniej. To dopiero sukces, prawda?
To jest właśnie to co Arturowi Andrusowi udaje się najlepiej. Trzeba przyznać, że jest to dosyć rzadka umiejętność. Spojrzenie na świat pod takim kątem, że wydaje się jakiś taki sympatyczniejszy. Jeśli nawet trochę powodów do narzekania się znajdzie to odbywa się to z taką gracją, że niemal nie czuć wagi problemu.
Autograf Artura Andrusa |
Tak się uczepiłem tego ZUS-u bo to bardzo dobry przykład wpływu Andrusa na percepcję świata u jego czytelników. Po lekturze jednego z felietonów odczułem potrzebę udania się do ZUS-u, żeby podziwiać skomplikowane mechanizmy biurokracji i sztuki użytkowej w formie ściennych obwieszczeń. Może młody jestem i mam za mało styczności z zusopodobnymi instytucjami, ale nie zmyślam. Chcę do ZUS-u.
ZUS powinien zatrudnić Andrusa do komponowania gazetki ściennej. Sam bym pojechał nawet do Piły, żeby zobaczyć takie dzieło. Absurd? Inne instytucje już na to wpadły. Mianowicie policjanci i lekarze publikują felietony Artura Andrusa w swoich branżowych magazynach. Nie czuć wagi problemu

Oto cały Andrus: inteligencja, gracja i styl. Dodajmy do tego mistrzowski warsztat, zabawę słowem i dystans do siebie. Po zamieszaniu dostaniemy ciekawą, lekką i zabawną książkę.
Jakieś wady książki? Według mnie trochę zabrakło świeżości. Nawet nie trzeba wcześniej od deski do deski przeczytać bloga Artura Andrusa, żeby odnieść takie wrażenie (notki z tej strony stanowią lwią część treści książki – chcecie zaoszczędzić 40 zł? Klikajcie śmiało)
Pewne historyjki i anegdotki od lat przewijały się w występach radiowych i telewizyjnych. Teksty piosenek po wydaniu płyty już każdy zna na pamięć. W związku z tym recenzja książki ”Blog osławiony między niewiastami” musi zakończyć się absurdalną rekomendacją.
Jest to książka albo dla wariatów jadących na spotkanie autorskie po autograf, albo mających z Arturem Andrusem okazjonalny kontakt. Przeciętny oglądacz kabaretów i słuchacz Trójki może mieć deja vu.
Nie daję trójki bo trudno tą książką się zawieść. Teksty są rewelacyjne. Nie dostają jednak szóstki bo są odgrzewane.
Uwielbiam Andrusa i jego poczucie humoru, a "Królowa nadbałtycki raf" powinna zostać ogłoszona przebojem roku. Jego książkę też bym chętnie przeczytała. ;))
Deja vu w wydaniu Andrusa mnie kompletnie nie przeszkadza. Ja jako fanka satyryka, jak i Trójki mówię tej pozycji TAK.
Przeczytałam kiedyś blog Andrusa od deski do deski
Po książkę na razie niestety nie miałam okazji sięgnąć, ale jak pojawi się okazja do zapolowania na autograf autora to kupię, a co!
Klikam, ponieważ też zaliczam się do osób mających słabość do Andrusa. A jednak "odgrzewane" teksty nie brzmią zbyt kusząco, choć ja raczej zaliczam się do tych "okazjonalnych"