Recenzja książki „Zamieć śnieżna i woń migdałów” Camilli Lackberg 1/6
Tytuł recenzji jest cytatem z opisywanej książki. Dobrze, że bohaterowie przynajmniej zdawali sobie sprawę z sytuacji w jakiej się znaleźli. Jedyną charakterystyczną cechą tej książki jest „zalatywanie operą mydlaną” bo reszta to schemat, wtórność i kiepska proza.
Książce można zarzucić niedociągnięcia pod niemal każdym względem oprócz wydania. Wydanie jest faktycznie piękne. Twarde okładki, staranne klejenie, papier wysokiej jakości. Chciałbym, żeby inne książki były tak wydawane. Mimo wszystko tutaj i tak coś nie gra…
Zobaczcie zdjęcie:
Przecież to format niemal kieszonkowy tylko, że wydany nad wymiar elegancko: naprawdę potężne okładki, jakościowy papier, normalna czcionka i dwu centymetrowe marginesy. Zamiast migdałami pachnie mi tu chwytem marketingowym…
Przez 144 strony składające się na tę książkę przebrnąłem w czasie krótszym niż dwie godziny. Zabrałem ją do pociągu którym dojeżdżam na studia (dojazd zajmuje około godzinki). W połowie drogi powrotnej już nudziłem się jak mops bo było po lekturze.
Okładkowa cena 29.90 zł wydaje się być bardzo mocno nieadekwatna do czasu jaki można z nią spędzić. Już nawet kino oferuje lepszy przelicznik czasu do ceny. To może chociaż przelicznik jakość-cena wypada lepiej?
Nic z tego. Fabuła jest tak mało oryginalna, a bohaterowi stereotypowi, że po prostu nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Ostatni raz temat obrzydliwie bogatego nestora rodziny otoczonego całą gromadką fałszywych, łasych wyłącznie na spadek dzieci i wnucząt, wśród których jest tylko jeden sprawiedliwy i szczerze kochający dziadzia odmieniec widziałem w jakiejś głupkowatej amerykańskiej komedii. Komedia parodiowała inne filmy oparte na podobnym motywie, a przed filmami były książki itd.
To niestety nie jest klasyczny kryminał. Oczywiście mamy klasyczny motyw morderstwa, ale za to wyjątkowo nieklasycznego fajtłapowatego detektywa. Martin tylko snuje się po domu i rozmawia z domownikami. Nie tylko nie udaje mu się rozwiązać zagadki morderstwa, ale nawet nie dociera do zagmatwanych rodzinnych sekretów.
Rodzina traktuje go z góry, a on nie ma jaj, żeby z nimi walczyć. Wspominane wcześniej wątki mydlano-operowe: zdrady, zemsty i wzajemne animozje wypływają w czasie kłótni i rozmów domowników! Zazwyczaj nawet bez jego obecności.
Po co więc detektyw w tej historii? Aaaa faktycznie, na 5 stron przed końcem książki doznaje olśnienia. Na stoliku w miejscu zbrodni leży książka o przygodach „Sherlocka Holmesa”. Pseudo detektyw kojarzy, że w książce ktoś zginął w taki sam sposób. Tadaaaa i po tajemnicy… Punk kulminacyjny z ładunkiem emocji porównywalnym do oglądania „Agrobiznesu” w TVP 1.
Nawet nie wyczułem tego legendarnego klimatu Fjalbacci. Książka składa się niemal wyłącznie drętwych dialogów i kilku opisów wnętrza domu, w którym toczy się akcja.
Nie polecam tej książki nikomu. Nuda, marazm, drętwota. Na szczęście króciutka.
Recenzja książki „Zamieć śnieżna i woń migdałów” Camilli Lackberg powstała dzięki
Miałem zakupić, dobrze że mnie ostrzegłeś.
Kurczę nie mam w sumie czasu na komputer ale widząc tytuł musiałam od razu przeczytać. Wkurzają mnie takie zagrywy z rozciąganiem książki do granic przyzwoitości podczas gdy treści po prostu mało. Niestety zabieg bardzo powszechny, nie tylko w Polsce. A że do tego treść słaba, będę unikać
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Agrobiznes ma swoich zwolenników, to i pewnie ta pozycja komuś przypadnie do gustu. Ciekawe jak ja bym ją oceniła. Może kiedyś.
Agrobiznes to bardzo dobry program. Taki format, że w nim nie ma emocji
Nie dziwię się, że ma zwolenników. Ale kiedy jego brak emocji przeniesiemy na książkę kryminalną to coś przestaje grać
Będę musiała się przekonać
Ohoho! A taką ochotę miałam na tę książkę… Dobrze wiedzieć, jakie negatywne elementy można w niej odnaleźć. Póki co, wolę przyjrzeć się bliżej innym powieściom tej autorki, a tę może kiedyś, przy okazji gdzieś wyłapię. Jest krótka, więc w razie czego mocno się nie zezłoszczę ;).
Będę tę książkę omijać szerokim łukiem. ;P