Dlaczego na polskim rynku medialnym nie ma miejsca na rzetelne dziennikarstwo? Bo pieniądze są ważniejsze… Jakim cudem zdobywca nagrody „Grand Press” ma wilczy bilet w swoim środowisku? Odpowiedzi znajdziecie w wywiadzie jaki przeprowadziłem z Mariuszem Zielke.
Dariusz Dłużeń: W 2005 zdobył Pan nagrodę Grand Press w kategorii „dziennikarstwo śledcze” za teksty o giełdowych zmowach. W późniejszych latach był Pan nominowany do tej nagrody trzykrotnie. Jak Pan ocenia z perspektywy czasu wpływ swoich śledztw na polską rzeczywistość?
Mariusz Zielke: Niby coś się zmieniło, powoływano różne komisje, prowadzono śledztwa, stawiano zarzuty, zmieniano przepisy prawa, ukarano instytucje wieloma milionami złotych kar, ale tak naprawdę nic to nie dało. Miałem fajne teksty, które czytało dużo osób zainteresowanych giełdą i biznesem, i tyle. Opisane nieprawidłowości nie zostały wyjaśnione, a winni nie ponieśli praktycznie żadnej kary. Jedyną satysfakcją było to, że nigdy się nie pomyliłem. We wszystkich przypadkach badanie opisywanej sprawy przez prokuratury i nadzory przynosiło efekty w postaci wykazania nieprawidłowości.
Sylwetka mojego rozmówcy -Mariusza Zielke
Jakich predyspozycji wymaga praca dziennikarza śledczego?
Przede wszystkim umiejętności słuchania, analizy dokumentacji, cierpliwości. Potrzebne jest też szczęście, żeby trafić na fajny temat. Dużo szczęścia. Mówię tu o prawdziwym dziennikarstwie śledczym a nie pisaniu z kwitów na zlecenie agentów służb lub polityków mających dostęp do służb, bo to jest manipulowanie informacją, a nie dziennikarstwo śledcze. Ze mną informatorzy ze służb rzadko chcieli rozmawiać, bo wiedzieli, że nie ulegam manipulacji, wszystko dokładnie sprawdzam i pokazuję wszystkie elementy sprawy, a nie ukierunkowuję ją zgodnie z ich życzeniami. Niestety nawet największe gazety o tym zapominają, wchodząc w układy z informatorami.
Jakie były Pana motywacje do zajmowania się dziennikarstwem śledczym?
To był przypadek. Ja zawsze chciałem być pisarzem, dziennikarstwo traktowałem tylko jako zło konieczne, dla zarobienia pieniędzy, ale w pewnym momencie trafiłem na temat, który okazał się fascynujący, gdzie trzeba było się nachodzić w poszukiwaniu informacji, naczytać, by próbować coś z tego zrozumieć i przeanalizować. No i wzięło mnie. Strasznie polubiłem takie dziennikarstwo, bo ono było mocno wciągające. Angażowałem się w tematy całym sercem, dużo czasu im poświęcałem, często do późnych godzin nocnych zbierając informacje i rozmawiając z ludźmi, żyłem nimi. Było jak na filmie. Ważniejsze było zbadanie sprawy niż sam tekst, który powstawał na końcu, po wielotygodniowym, a czasem kilkumiesięcznym łażeniu przy temacie.
Spotkał się Pan z groźbami lub propozycjami łapówek w związku ze swoją pracą? Uległ im Pan?
Kilkakrotnie proponowano mi łapówki. Często były to duże pieniądze, liczone w milionach złotych. Pozostałem jednak dość biednym i skromnym dziennikarzem jeżdżącym rozlatującym się samochodem, mieszkającym w domu na kredyt i w ogóle szczęśliwym. Groźby też były, ale dość zawoalowane. Na przykład ktoś rozmawiając ze mną położył na rogu biurka pistolet. Albo kiedyś, przy badaniu jednego tematu ktoś mi otwierał samochód i włączał światła, żeby się rozładował akumulator. Różne takie dziwne sytuacje się zdarzały. Nikt mi wprost nie powiedział: odpuść, bo cię zajebiemy.
Był Pan na celowniku służb specjalnych?
Na pewno. Wiele razy byłem przesłuchiwany w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, spotykałem się też z różnymi informatorami rzekomo pracującymi dla służb, ale nikt nigdy nie próbował mnie zwerbować. Zdarzały się próby manipulacji, ale po pierwszych porażkach, przerwano je. Miałem chyba opinię nieprzekupnego i uczciwego dziennikarza. Szanowano mnie, takie mam przynajmniej wrażenie.
Dlaczego nie pracuje Pan już w „Pulsie Biznesu” ani w żadnych innych tradycyjnych mediach?
„Puls Biznesu” wolał pieniądze niż mnie. Jego wybór. Żałuję, bo bardzo szanuję prawie całą ekipę tej gazety. Dużo z niej musiało odejść, ale wciąż pracuje tam wielu porządnych ludzi. Poświęciłem wiele dla tej gazety, a ona ostatecznie mnie zdradziła. Mam o to do niej żal, a z drugiej strony wciąż trzymam kciuki za kolegów z redakcji, bo to wciąż wspaniali dziennikarze. A inne gazety kiedyś proponowały mi pracę, ale po tym, jak zaszalałem robiąc naprawdę odważne dziennikarstwo, już chyba nikt mnie nie chce :).
Rozumiem, że ma Pan wilczy bilet w środowisku medialnym?
Na to wygląda. Ale nie przejmuję się tym. Mam masę pracy związanej z pisaniem książek. Nie muszę i już chyba nie chcę być dziennikarzem. Jak zostanę milionerem prawdopodobnie założę fundację, która będzie inwestować w uczciwe dziennikarstwo. Powstanie wtedy internetowa gazeta, która będzie pisać o rzeczach, o których nie piszą gazety i będzie to robić uczciwie, bez żadnej politycznej ściemy.
Po odejściu z prasy napisał thriller finansowy „Wyrok”. Odnoszę wrażenie, że ta książka była jeszcze w pewnym stopniu pisana przez Mariusza Zielke – dziennikarza śledczego, a nie Mariusza Zielke – pisarza jak w przypadku późniejszej „Księgi Kłamców”. Mam rację?
Ma Pan rację, ale też wynika to z tego, że w „Wyroku” zastosowałem świadomie taki zabieg, by książka miejscami była bardzo dziennikarska, by pozwoliła czytelnikowi samemu odkrywać tajniki pracy dziennikarza, poczuć się tym dziennikarzem. To moim zdaniem się udało, bo wielu dziennikarzy twierdzi, że mieli wrażenie czytania o własnych przygodach. „Wyrok” wiernie oddaje obraz dziennikarstwa, będąc jednocześnie książką sensacją. To najważniejsza moja książka, bardzo osobista. Z kolei „Księga kłamców” to wariacja, powieść, którą można czytać na dziesiątki sposobów i jest odbiciem mojego umysłu, w którym ciągle rodzą się różne pomysły na książki i których nie jestem w stanie zrealizować. Postanowiłem zabawić się z moim umysłem i stworzyć właśnie taką eksperymentalną książkę z wielu zazębiających się historii i niesamowitych zbiegów okoliczności, którą można odbierać jak lekko postrzelony kryminał, a można też na innych poziomach, wedle uznania. Chciałem, żeby to była taka powieść w stylu Tarantino, żeby była lekkim pastiszem różnych popularnych gatunków literackich.
We wstępie do „Wyroku” pisze Pan, że historia jest wymyślona, jednak czerpał Pan ze swojego doświadczenia. Początkowo żadne wydawnictwo nie zgodziło się wydać książki z obawy przed groźbą procesów. Co jest fikcją, a co prawdą w tej książce?
Prawie wszystko jest prawdą, ale trochę wymieszaną z fikcją. No i fikcyjni są bohaterowie, choć oczywiście czytelnicy doszukują się podobieństw w rzeczywistych postaciach, ale niesłusznie. Mi chodziło o przedstawienie mechanizmów funkcjonowania świata biznesu, polityki, finansów, a nie o opisanie konkretnych sytuacji czy osób. Jednak oś akcji oparta jest na moich doświadczeniach i przeżyciach. Ta książka nie oszukuje czytelników.
Liczył Pan na to, że książka wywoła szerszą dyskusję społeczną?
Liczyłem, ale to się nie udało. Media ją zignorowały. Teraz to się zaczyna zmieniać i różne osoby, w tym bardzo ważne, zaczynają głośno mówić, że to książka, którą powinna poznać cała Polska. Fajnie jest dostać w nocy telefon od byłego członka rządu, który mówi: „Panie Mariuszu, cholera, nie mogłem przerwać czytać, ale niesamowita książka”. Mam wiele takich głosów od polityków, przedstawicieli władzy, opozycji, dyrektorów, prezesów, wielkich inwestorów i zwykłych graczy giełdowych. Książka już namieszała sporo i myślę, że jeszcze trochę namiesza. W każdym innym kraju stałaby się sensacją od razu i nie schodziłaby z list bestsellerów. U nas musi przebijać się dłużej, ale liczę na to, że w końcu się przebije. Nie chodzi mi o pieniądze, bo ja mam z tego niewiele, a i tak jak na niej zarobię, to chcę to wydać na wsparcie niezależnego dziennikarstwa. Ja po prostu chcę, żeby tę książkę przeczytało jak najwięcej osób, dlatego nie reaguję na pirackie jej rozpowszechnianie. Jeśli ludzie chcą mogą ją ściągać sobie, byle przeczytali. Może wtedy kupią egzemplarz, żeby pokazać, że się solidaryzują ze sprawą, w imię której ta książka powstała. Ale nie muszą tego robić.
Recenzja ‚Wyroku” Mariusza Zielke
Ma Pan jeszcze zamiar wrócić do dziennikarstwa?
Nie. To już nie jest mój zawód. Ale tak jak wspomniałem, jeśli będę miał pieniądze, stworzę gazetę, w której będą pisać wyłącznie młodzi, nieskażeni ludzie i których postaram się nauczyć dziennikarstwa po mojemu. Będzie to zupełnie inna bajka niż teraz w mediach. Nie mogę się tego doczekać. Moich wrogów uspokoję: istnieje też duża szansa, że nigdy nie będę milionerem, a wy nigdy nie przeczytacie o sobie uczciwych tekstów w polskich gazetach.
Jakich książek możemy spodziewać się w najbliższej przyszłości?
No szykuję parę ciekawych strzałów. Właśnie kończę powieść, która będzie w duchu „Wyroku” i myślę, że może się spodobać. Będzie to sensacja z mocnym rysem społecznym, politycznym i gospodarczym. Mam też kilka innych rozpoczętych książek na ukończeniu. Powinno być ciekawie.
Dziękuję za rozmowę Panu Mariuszowi Zielke i trzymam kciuki za powodzenie jego kolejnych projektów!
Jestem pod wrażeniem tego wywiadu, a także osobowości pana Zielke. Trzymam kciuki za wszystkie jego projekty!
Pan Zielke to jeden z tych autorów, o których słyszałam już sporo i cały czas mam w planach ich książki, ale jakoś nigdy nie mam czasu, żeby się za nie zabrać. W każdym razie teraz moja motywacja jest zdecydowanie większa
Świetna rozmowa, gratuluję!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zdecydowanie warto przesunąć Mariusza Zielke na szczyt listy autorów do przeczytania
Nie pożałujesz!
Świetny wywiad.Gratuluję.
Jestem już po "Wyroku". To lektura rzucająca światło na rzeczywistość, której do tej pory tylko się mogłam domyślać.)
Bardzo dobry wywiad, gratuluję. A co do Pana Zielke – bardzo dobrze, że skończył z dziennikarstwem – z powyższych opowieści wnioskuję, że zajmowanie się tematyką śledczą jest wyjątkowo niebezpieczne. Książki brzmią dużo lepiej (choć jeszcze nie miałam okazji żadnej przeczytać, ale co się odwlecze… wiadomo :)).
Na pewno wszystkim miłośnikom książek porzucenie dziennikarstwa na rzecz pisania książek przez Pana Zielke wyszło na dobre
Ciekawy wywiad ale przede wszystkim świetna książka. Mariuszowi udało się pokazać dość hermetyczny temat w sposób zrozumiały i wciągający dla osób, które na co dzień nie mają nic wspólnego ze światem finansów, a jednocześnie imponujący dla tych, którzy widzieli w swoim życiu to i owo. Gratuluję i polecam lekturę
Świetny wywiad! Taki konkretny i bardzo naturalny :). A twórczość Zielke mam oczywiście na oku :).
Świetny wywiad, gratuluję
Bardzo interesujący wywiad! Pan Zielke wydaje się być szalenie ciekawą osobą.
(h)No to się teraz buźkami będziemy bawić :p Zabrzmi nieskromnie ale wydaje mi się że na temat pana Zielke wiem już całkiem sporo
Mimo to z przyjemnością przeczytałam wywiad, który oczywiście świetnie wypadł :>)
Pamiętam, że Ty też przeprowadzałaś wywiad z Panem Zielke:)
Z kim jak z kim ale z Panem Zielke warto