Recenzja książki „Joyland” Stephena Kinga
„Liczę na to, że zmrozi mi krew w żyłach”. Tak w społecznościówkach obwieściłem światu, że zabieram się za czytanie Joylandu. Wybrałem tę książkę na chyba największe upały tego lata, ale dosyć szybko moje złudzenia zostały rozwiane. W komentarzach co i rusz pojawiały się opinie, że to nie jest horror i ciarki po plecach raczej nie przejdą.
Wszyscy komentujący mieli zupełną rację. Jeśli miałbym „Joyland” porównać do innych tekstów Kinga byłyby to minipowieści „Ciało”, „Zdolny uczeń” i „Skazani na Shawshank” wydane w zbiorze „Cztery pory roku„, który recenzowałem gdzieś na początku mojej przygody z blogowaniem

Nawet jeśli nie czytaliście książki, to przynajmniej powinniście kojarzyć „Skazanych na Shawshank” z hitowej i genialnej ekranizacji. To jeden z nielicznych przypadków, kiedy film podobał mi się bardziej niż książka. W każdym razie „Skazani na Shawshank” to nie horror, a powieść jak najbardziej realistyczna. Może nawet trochę obyczajowa…
Tak samo jest z Joyland`em, który swoją drogą również ma zostać zekranizowany. Oczywiście w książce pojawiają się i duchy (no dobra – tylko dwa), i szalony morderca, ale to nie one są najważniejsze. Intryga kryminalna jest właściwie taka sobie, ważniejsze jest tło i atmosfera ameryki lat 70.
Duża część książki jest poświęcona tytułowemu „Joylandowi”, niezależnemu parkowi rozrywki, już wtedy trochę przestarzałemu i przegrywającemu konkurencję z „Disneylandem”. Devin, nieco zagubiony i leczący złamane serce student trafia do „Joylandu” jako pracownik sezonowy. Będzie ciężko pracował, poznawał ludzi i siebie, dojrzewał. Uwikła się też w historię kryminalną, ale tak jak mówiłem nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia.
Opisy ludzi i przemyśleń głównego bohatera nie zanudziły mnie. Nie jest to jednak jakaś wyjątkowo głęboka książka i kopalnia złotych myśli. Takie sobie wakacyjne czytadło, może tylko odrobinę lepsze od większości innych. Muszę wspomnieć, że zapałałem ogromną sympatią do Devina słuchającego Pink Floydów – ma chłopak gust!

Wolisz słuchać? Recenzja w wersji audio!
Recenzja książki „Joyland” Stephena Kinga powstała dzięki

King jeszcze przede mną i chyba zacznę od "Zielonej mili".
też jestem świeżo po lekturze Joyland.
No cóż… Ciarki mi nie przeszły ale podobała mi się;)
Koniecznie chcę to przeczytać! x-)
"Joyland" jest ok, ale nie powala jak wiele innych powieści Kinga.