Recenzja książki „Blade runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”
Na tytuł notki wybrałem często pomijaną część tytułu książki. Za sprawą ekranizacji Ridley`a Scotta książka zaczęła być znana pod skróconym tytułem „Blade runner” – w Polsce „Łowca androidów”.
To dobry tytuł dla filmu akcji o rozwalaniu robotów z wielkiej pukawki. Nadawanie tego samego tytułu książce strasznie ją zubaża. W niej ważniejsze od łowienia androidów jest właśnie to zastanawianie się nad elektrycznymi owcami. To fundamentalne pytanie nadające sens całej książce. Już tłumaczę o co chodzi.
Książka Philipa K. Dicka przenosi nas do przyszłości po wojnie nuklearnej. Stosunki społeczne na planecie dotkniętej takim kataklizmem musiały ulec zmianie. Spustoszenie środowiska naturalnego i postęp techniczny wymusił powstanie nowego systemu społecznego, religii, etyki i tak dalej.
Najwyraźniej rysuje się podział społeczeństwa na kasty: normali (nową elitę, która z zawieruchy wyszła z najmniejszymi stratami), specjali (ludzi cierpiących na choroby i defekty z powodu promieniowania, pozbawieni większości praw) i androidy – bardzo zaawansowane biomechaniczne roboty na pierwszy rzut oka niczym nie różniące się od ludzi, stworzone by służyć i przeznaczone do natychmiastowej fizycznej likwidacji, gdy tylko postanowią się zbuntować.
Biomechaniczny robot nawet z wnętrznościami rozsmarowanymi na ścianie jest nie do odróżnienia od człowieka, bo to jest niemal pod każdym względem taki jak ludzie. Odróżnia go tylko brak empatii, co bada się specjalnym testem. Empatia jest fundamentem nowej religii i ładu społecznego, który nakazuje każdemu człowiekowi czuć się winnym za to co się stało i otaczać opieką każdą żywą istotę, której udało się przetrwać.
I tak oto dochodzimy do elektrycznych owiec. Niestety tych prawdziwych zostało bardzo niewiele i osiągają astronomiczne ceny. Stać na nie, i na inne zwierzęta, naprawdę niewielu. Z tego powodu rozwinął się prężny biznes produkcji biomechanicznych robotów na pierwszy rzut oka niczym nie różniących się od zwierząt – jednak ich przeznaczeniem nie jest nienawiść i fizyczna likwidacja, a otoczenie czcią i troską na najwyższym możliwym poziomie.
Absurd, no nie? A dopiero ciekawie zrobi się, kiedy powstaną pierwsze androidy mogące potencjalnie oszukać test na empatię. To na barkach łowcy androidów pozostanie trudne zadanie rozsądzenia kto zasługuje na życie, a kto nie? Czy androidy marzą o elektrycznych owcach? Co się stało z empatią łowcy androidów?
Naprawdę warto zadać sobie te pytania w czasie lektury i spróbować na nie odpowiedzieć. To wprawdzie dla nas jeszcze bardzo odległy problem, ale za to fajna zagwozdka i temat do długich dyskusji. W czasie lektury książki zwróciłem jeszcze uwagę na świat przedstawiony, który czasami przypominał mi jakąś narkotyczną wizję. Autor musiał mieć czasami niezłego badtripa – opisywany przez niego świat jest wyjątkowo niesympatycznym i strasznym miejscem.
Za kilka dni na moim kanale YouTube znajdziecie filmik, w którym opowiadam co nieco o mojej wizji androidów przyszłości i co obecne maszyny odróżnia od ludzi
Jeżeli jesteście ciekawi subskrybujcie mój kanał – zobaczycie filmik jako pierwsi!

Mam na koncie książki pisarza i wiem z jego biografii, że preferował palenie ziółka itp . uciechy. Kto wie, czy swoich książek nie pisał na wesołym haju?
Nie wiem czy to pozycja dla mnie, ale chętnie spróbuje ją poznać… jak tylko znajdę trochę czasu
To naprawdę ciekawa i dobra książka Dicka i to dziś zastanawiam się, dlaczego Staszek Lem oceniał ją tak nisko.
Z jednej strony zawsze unikam takich książek i stwierdzam, że takich rzeczy nie czytam, a potem jak wezmę się za czytanie, nie mogę się oderwać i wychwalam pod niebiosa, więc chyba spróbuję.
Czytałam jakiś czas temu, napisałam koszmarną recenzję (według jednego powszechnie znanego blogera;) Pozdrawiam! ) i wspominam ją bardzo dobrze. Co więcej, mam zamiar zapoznać się z innymi dziełami pana Dicka