Recenzja książki „To nie jest zawód dla cyników” Ryszarda Kapuścińskiego
Tłumaczenie Ryszarda Kapuścińskiego z hiszpańskiego i włoskiego z powrotem na język ojczysty dowodzi o wielkości autora, czy o mizerii naszego rodzimego rynku gdzie taka książka powinna pojawić się najpierw?
Może te dwie możliwości są równie możliwe? Z pewnością Ryszard Kapuściński był bardzo dobrym reporterem i dlatego chętnie dzielił się swoją wiedzą z młodymi dziennikarzami. A, że akurat chciano go słuchać w Ameryce Łacińskiej to tam wygłaszał swoje wykłady. Te z kolei zostały spisane, wydane w formie książki i rozdawane studentom za darmo! Dziewięć wydań książki „Pięć zmysłów dziennikarza” rozdano jak dotąd 40 tysiącom studentów. Dlaczego taka książka i inicjatywa nie powstała w Polsce? Zapewne już nigdy się nie dowiemy.
Najważniejsze, że błąd przynajmniej częściowo został naprawiony i co prawda nie za darmo, ale za mniej więcej 30 złotych możemy się z przemyśleniami Kapuścińskiego na temat dziennikarstwa zapoznać. Chociaż powstała z myślą o studentach to nie jest podręcznik akademicki, ani zbiór porad warsztatowych, ani nic co moglibyście kojarzyć z akademicką nudą i przysypianiem na wykładzie.
Cykl wykładów składający się na pierwszą część książki to raczej wizja dziennikarstwa oczami Kapuścińskiego. Skupia się on na ideach i pobudkach jakimi przynajmniej powinien kierować się człowiek wykonujący ten zawód. Kapuściński to nie wykładowca – to człowiek, który doświadczył wszystkiego o czym mówi i każda jego opinia jest poparta argumentem i przykładem. Świetnie się śledzi tak skonstruowany wywód, zwłaszcza kiedy jest w nim tyle mądrych rzeczy.
Najciekawszym fragmentem na pewno był ten poświęcony telewizji i nowym mediom idącym raczej w kierunku „infotainment” niż rzetelnego dziennikarstwa. Miałem już okazję doświadczyć tego na swojej skórze, myśląc, że wykażę się jako dziennikarz zostałem tylko „media workerem” czyli trybikiem w ogromnej korporacyjnej maszynie. Najciekawsze jest to, że na temat tego jak działają media jest mnóstwo specjalistycznego słownictwa i wydumanych teorii, z których żadna nie zostaje tutaj choćby wymieniona. Jeżeli nie jesteście bezrefleksyjnym odbiorcą papki, którą serwują głównie stacje telewizyjne to bardzo dobra książka dla Was, żeby zobaczyć i zrozumieć jak to wygląda, a raczej powinno wyglądać od drugiej strony.
Niestety ta fajniejsza część książki to tylko mniej więcej połowa. Druga część zatytułowana „To nie jest zawód dla cyników” to zapis spotkania z włoską dziennikarką i publicznością na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Chociaż te mocne słowa, które stały się tytułem całej publikacji, padają właśnie w tym wywiadzie to czytanie go nie było tak wielką przyjemnością.
Siłą rzeczy rozmowa na żywo jest chaotyczna, trudniej ją śledzić i jest bardziej ulotna niż starannie zaplanowany i wygłoszony wykład. Co więcej tematyka jest podobna do pierwszej części książki – Kapuściński używa podobnych a nawet tych samych argumentów i przykładów. W efekcie druga część książki mnie zanudziła i nie wniosła nic ponadto co znalazłem w „Pięciu zmysłach dziennikarza”.
Koniecznie sięgnij po tę książkę jeśli studiujesz dziennikarstwo
To lektura obowiązkowa, dlatego zaraz po napisaniu tej notki podeślę linka wszystkim adeptom tej trudnej sztuki których znam. Pozdrowienia dla Was! Myślę, że drugą grupą odbiorców, którzy powinni przeczytać są na pewno blogerzy. Może warto przeczytać coś mistrza w swoim fachu, zamiast łykać rady Kominka, który według mnie jest właśnie tym cynikiem?

Zainteresowały mnie kiedyś reportaże Kapuścińskiego i chyba przeczytam coś z jego reportaży. Nie studiuję dziennikarstwa i na szczęście nie będę, więc tę pozycję sobie podaruję.
Kapuściński, to mój mistrz, jeśli miałabym przyjmować od kogoś rady, to na pewno od niego, a nie Kominka
Zanim jednak sięgnę po tę pozycję najpierw chcę przeczytać jeszcze kilka reportaży. Ale przeczytam na pewno!
Na wykładach u Kapuścińskiego raczej nikt nie przysypiał
Chociaż fakt, jak się poznaje kilka jego tekstów na zbliżony temat to i argumenty się powtarzają. Tej książki nie czytałam, bo wydaje mi się bardzo zbliżona do "Autoportretu reportera" (w każdym razie tematycznie) – może dlatego nikomu nie spieszyło się z jej wydawaniem?