Recenzja książki „Bajeczki ekonomiczne” Macieja Rybińskiego 2/6
Najpierw chciałbym zaznaczyć, że książkę warto przeczytać ze względu na poglądy Macieja Rybińskiego związane z promowaniem wolności gospodarczej i wytykaniem błędów w lewicowym spojrzeniu na gospodarkę. Niestety, żeby ją przełknąć musicie przygotować szklankę wody bo książka jest sucha jak pustynny piach.
Wydanie tej książki teraz to szkoda dla wizerunku zmarłego przed kilkoma laty Macieja Rybińskiego. Nie wiem czym kierowały się osoby odpowiedzialne za dobór tekstów, ale stworzyły one prawdziwego koślawego potworka bez rąk i nóg, ale za to z dwoma ogonami.
Potworkowate pierwsze wrażenie
To już nawet nie jest format kieszonkowy. Kieszonkowe wydania książek, które mam na półce są wyraźnie większe od „Bajeczek ekonomicznych”, a zeszyt formatu A5 wydaje się być prawdziwym olbrzymem w porównaniu z tym wydaniem. W zestawieniu z rozmiarem książki komicznie wygląda duża czcionka, interlinia , twarde okładki, ilustracje (sic). Po co wydawać książkę skoro ma się treść wystarczającą do zapełnienia najwyżej broszurki?
Dwa ogony
Ogony to już dla ludzkości pieśń przeszłości. Kiedyś były, podobno pomagały skakać po drzewach, ale już się zdezaktualizowały. Taki sam los czeka felietony komentujące bieżące wydarzenia. Większość z nich ląduje w koszu razem w wczorajszą gazetą.
W tej książce niektóre zostały wskrzeszone, przyczepione w losowych miejscach i straszą swoją nie aktualnością. Do teraz nie mogę wyjść z podziwu dla optymizmu redakcji, która w 2013 roku uznała za atrakcyjne czytanie o Marcinkiewiczu, Andrzeju Lepperze, Aleksandrze Kwaśniewskim, Romanie Giertychu, czy nieistniejącym od lat BIG Banku.
Nie mam tutaj żadnych zarzutów do felietonów Macieja Rybińskiego. Mądrze i ciekawie pisał, ale dekadę temu!
Brak rąk i nóg
Poprzednie zarzuty były do redaktorów. W tym akapicie znowu im się oberwie, ale tym razem nie oszczędzę Macieja Rybińskiego. W mojej ocenie same bajeczki ekonomiczne wypadły sucho. Nieudolna stylizacja na bajkę, dramat, czy gwarę góralską nie wyszła na dobre treściom ekonomicznym. Wielkim pisarzem Maciej Rybiński jednak nie był.
Zresztą tych bajeczek nie ma znowu tak dużo. Są wymieszane z felietonami, fraszkami, złotymi myślami, opowiadaniami, przypowieściami a wszystko jest jeszcze poprzetykane satyrycznymi rysunkami. Wydawałoby się, że w tak krótkiej książeczce trzymanie się głównego ekonomicznego tematu nie powinno stanowić problemu, a jednak polityki tu chyba nawet więcej. A raczej politycznej archeologii.
Od tego chaosu rozbolała mnie głowa. Dwója dla tej książki wynika tylko i wyłącznie z mojego przeświadczenia, że najwięcej tutaj schrzanili redaktorzy i wydawnictwo. Jestem pewien, że z tekstów Macieja Rybińskiego można stworzyć ciekawszą, bardziej aktualną, ładniej wydaną i po prostu lepszą książkę.Zobacz jaka malutka jest ta książka i dowiedz się co czytałem w kwietniu 2013 r. oprócz „Bajeczek ekonomicznych”
Zobaczyłam że coś ekonomicznego będzie, już się nastawiłam że coś ciekawego o mojej branży, a tu widzę, że niewypał, szkoda
Szkoda tym bardziej, że w głównej mierze zawalił redaktor decydujący o kształcie książki
Nie znoszę takiego oszukiwania – zmniejszony format, większa czcionka, mnóstwo obrazków, a wszystko po to, żeby wydawało się, że zgromadzony materiał rzeczywiście nadaje się na książkę. Co do aktualności treści nie narzekam, bo na historii gospodarczej to dopiero sięga się do prehistorii żeby dowiedzieć się czegoś o gospodarce, a z przeszłości można czasami wynieść bardzo dużo (ale to już raczej
Rozumiem, że polityka wkrada się do ekonomii
Byłbym naiwny myśląc, że da się ten temat ominąć.
Ale jednak stylizowany na bajkę przegląd ksywek polityków sprzed 10 lat można by sobie darować…