Recenzja książki „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa
Co to za kocur się tak badawczo na nas patrzy z miniaturki? Przecież to Behemot, jeden z ciekawszych bohaterów literackich z jakimi miałem dotąd kontakt. Jak tu nie lubić tego kocura, chociaż to sługa szatana?
Zrecenzowanie „Mistrza i Małgorzaty” to trudne zadanie. Ciężar gatunkowy nadany przez tony papieru, tomy analiz, genialne myśli, warstwy tradycji i wieki kultury jest nie do zniesienia. Aż chciałoby się napisać coś wzniosłego, a tymczasem prawda jest taka, że wszyscy mamy, źle w głowach!
Nie będę rżnął głupa, udając, że wiem o co chodzi. W tej recenzji nie przeczytacie też żadnej naginanej interpretacji, ani opisu wpływu tego arcydzieła na moje życie. Zapomnijcie, że ta książka to arcydzieło, zapomnijcie o wszystkich profesorskich interpretacjach i filozoficznych wywodach. Nie pozwólcie, żeby nudni nauczyciele albo oderwani od życia krytycy zepsuli Wam jedną z ciekawszych książek jaka może Wam wpaść w ręce! W tych wszystkich intelektualnych analizach gdzieś zgubiła się zajebistość książki!
Ta książka pomimo starań wszystkich ludzi, których wcześniej wymieniłem, okazała się być super zabawą. Jakoś tak wyszło, że nie ugryzłem jej z filozoficznej strony, nie starałem się interpretować każdego słowa. Po prostu chłonąłem historię i bawiłem się nią tak samo jak autor bawił się prowadząc narrację.
Naprawdę trudno w przypadku niektórych dzieł uwierzyć, że autor „miał coś na myśli”. Czy coś głębokiego może się kryć w kocie pijącym wódkę i zakąszającym marynowanym grzybkiem? Chyba trzeba być Rosjaninem, żeby to zrozumieć
Jeżeli już macie zamiar napisać w komentarzach, że nie zrozumiałem i nie nadaję się do pisania do książkach to w sumie możecie to zrobić. Ja na pewno do „Mistrza i Małgorzaty” wrócę za jakiś czas, może wtedy przyjdzie mi do głowy coś mądrzejszego. Tym razem skupiłem się właśnie na zabawie i rozrywce.
Koktajl motywów i konwencji jest niesamowity, od fantasy po krwisty kryminał, od romansu po powieść historyczną, od satyry po przypowieść biblijną. I wszystko do siebie pasuje. Nie wiem jak, ale pasuje. Być może, ze względu na budowę powieści? Poszczególne rozdziały raz po raz przenoszą nas do innego miejsca akcji, niemal jak dynamicznym filmie akcji. Operator narracji nie daje nam szansy znudzić się żadnym fragmentem, wrzuca nas w wir kolejnej sceny w tym momencie kiedy dopiero doceniamy kunszt poprzedniej i ciągle czujemy niedosyt.
A wszystko spina jedno uwielbiane przeze mnie słowo, czyli absurd. Uwielbiam Behemota odstawiające dzikie harce na ulicach Moskwy, a moja dziewczyna już mi poleca inną rosyjską powieść tonącą w oparach absurdu. Teraz nie pamiętam tytułu, ale bohaterem jest ogromnych rozmiarów nos
Wiecie o co może chodzić?
Nie zapomniałem o notce konkursowej! Będzie jutro, a jej brak dzisiaj zawdzięczacie kolejom, które jak zwykle przy spadku temperatury o 1 stopień poniżej zera przeżywają paraliż i spóźniają się 1,5 godziny na odcinku 30 kilometrów…
Cześć. Jestem Darek i to ja tutaj bloguję. Zostań moim kumplem korzystając z przycisków u góry. Będzie mi miło właśnie z Tobą porozmawiać o kulturze w bardziej osobisty sposób niż tutaj - na blogu.
"Mistrz i Małgorzata" wciąż przede mną;)
Polskie koleje to masakra;)
Uwielbiam! Zdecydowanie najlepsza lektura, jaką omawiałam
Warto wracać do "Mistrza i Małgorzaty", bo za każdym razem to jest fantastyczne doświadczenie, lektura nie nudzi. I za każdym razem wydobywam z niej więcej
Coś czuję, że i mnie to nie ominie i coś czuję, że ciężko będzie.
"Mistrza i Małgorzatę" czytałem dawno, dawno temu. Chętnie (m.in. dzięki temu wpisowi) jestem bliski ponownego sięgnięcia po to tomiszcze. Ale nie wiem, czy zdecyduję się ją zrecenzować – bo to faktycznie może okazać się cholernie trudne.
Dlatego – gratuluję tej recenzji, nie-recenzji.
A któż nie uwielbia Behemota? Najwspanialszy kot w historii literatury!
Swoją drogą, ostatnio myślałam o tej książce… i uważam, że potrzeba dużo czasu, żeby zrozumieć wszystkie jej wątki.