Recenzja książki „Szczęśliwa ziemia” Łukasza Orbitowskiego
„Szczęśliwa ziemia” to mieszanka. Nie powiem, że wybuchowa, bo to nie powieść szpiegowska. To mieszanka charakterów, miejsc, tematów i wydarzeń. Zupełnie jak w życiu. Może i życie takie jest, ale książka przez to wyszła chaotyczna.
Zacznijmy od tematyki książki. Jest to jednocześnie powieść fantasy z potwornym bykiem, widocznym na okładce, mieszkającym w podziemiach zamku oraz powieść realistyczna. Warstwa realistyczna skupia się na bardzo wielu wątkach: o dorastaniu w Polsce, o marzeniach, o konflikcie pokoleń, o relacjach damsko-męskich. Książka opowiada o tych wszystkich tematach z punktu widzenia czterech bohaterów na dwóch planach czasowych – współczesnym z perspektywy 30 letnich mężczyzn i wcześniejszym kiedy bohaterowie byli maturzystami. Akcja rozgrywa się w w kilku polskich i zagranicznych miastach.
Panuje chaos. Autor nie pomaga nam się odnaleźć na kartach tej historii nazywając młodych bohaterów ksywkami, a starszych imionami. Bohaterowie po 10 latach są nie do poznania, ale może to było celowe? Może to był kolejny zabieg podkreślający, jak bardzo znowu w życiu im nie wyszło?
Jakby nie było, tematyka i przesłanie książki wzbudziły we mnie ogromny sprzeciw. Mam ochotę wykrzyczeć jak bardzo Łukasz Orbitowski się pomylił pisząc „Szczęśliwą ziemie”. Może dlatego, że ja patrzę jeszcze na świat z perspektywy tych młodszych wersji bohaterów, ale o tym opowiem Wam we vlogu za kilka dni. Subskrybujcie mój kanał YT, a najprawdopodobniej w sobotę zobaczycie filmik.
To co bardzo mi się podobało w tej książce to panoramy miast. Mogłem to ocenić bo znam sportretowane w książce Kraków, Warszawę i Rykusmyku. Literackie widokówki z tych miast są rewelacyjne, piękne i takie prawdziwe. Spytacie jakim cudem wziąłem się w Rykusmyku i gdzie na mapie polski leży to śmieszne miasto? Wszędzie! Chociaż Rykusmyku ma swój pierwowzór na dolnym śląsku to jego opis można rozszerzyć na każde małe miasto w Polsce. Wiecie takie z rynkiem i jedyną na nim restauracją, takie gdzie każdy zna miejscowego pijaczka próbującego sobie dorobić na różne sposoby, takie gdzie miejscowy biznesmen właściciel kilku sklepików wydaje się być panem świata. Takie miasteczko też Wam pokażę na vlogu.
Chociaż książka mi się absolutnie nie podobała to i tak ją polecam. Siedzi we mnie jak zadra, ciągle budzi niepokój i zmusza do myślenia, a to chyba cechy dobrej książki, prawda? Niepokoju wcale nie budzi fantastyczny potworny byk – to raczej polska rzeczywistość napawa strachem i odbiera wszelki optymizm.
A ja bardzo Orbitowskiego lubię, stąd też pozostaje z cichą nadzieją, że mnie się jednak bardzo spodoba. Książka przyszła dziś pocztą, jeszcze w tym tygodniu zacznę czytać. Zobaczymy, jak się udał debiut Łukasza z wydawnictwem SQN, bo wcześniej wydawała go inna oficynka