Dzisiejsza recenzja będzie krótka bo i pisać według mnie nie ma o czym. Film „Igrzyska śmierci” po wszystkich zachwytach nad książką i samą ekranizacją okazał się największym filmowym rozczarowaniem. Mój nos jeszcze nigdy mnie tak nie zawiódł. Cieszę się, że nie sięgnąłem po książkę.
Fabuła jest pewnie znana większości z nas. Po wielkiej wojnie Stany Zjednoczone przestały istnieć. W ich miejsce powstało 13 dystryktów. Jeden z nich by utrzymać panowanie nad pozostałymi co roku urządza Igrzyska Śmierci i żąda ofiary z dzieci.
Już sama idea dzieci walczących na śmierć i życie na wielkiej arenie wydaje się tak absurdalna, że sam się sobie dziwię co mnie zamroczyło kiedy kupowałem bilet do kina. Muszę przyznać, że chociaż odrobinę się pośmiałem z wątku miłosnego i patetycznych retrospekcji i kwestii wygłaszanych ze śmiertelnie poważną miną, mających chyba nadać jakąś głębie temu potworkowi.
Już wiecie, że otrzymacie przeraźliwie płytki i bezsensowny scenariusz. Być może film broni się na innych obszarach? Nic z tego. Warstwa wizualna jest równie cukierkowa i kiczowata co fabuła. Te kolorowe stroje i fikuśne lokacje przypominają raczej domek dla lalek niż postapokaliptyczny świat. Starania twórców aby z widowiska polegającego na brutalnym morderstwie 23 dzieci zrobić film dla dzieci właśnie dostarczają kolejnej uciechy. Ujęcia krwi trwające ułamki sekund, przeciągłe krzyki agonii, ptaki wzbijające się w powietrze i zbliżenia na twarz aktorki nie potrafiącej przekazać nią żadnych uczuć – bezcenne…
Może chociaż efekty specjalne? Wyglądają co najmniej jak z poprzedniego milenium. To sztuka, żeby w 2011 roku nakręcić film w którym nawet laik jest w stanie na pierwszy rzut oka odróżnić komputerowo wykreowane obiekty od tych rzeczywistych.
Dla mnie osobiście film był traumatycznym przeżyciem. Jeśli macie odmienne zdanie chętnie poczytam komentarze z Waszymi opiniami na temat filmu i książki.
Według mnie film nie może się równać do książki, więc błędem byłoby skreślanie książki ze względu na jej ekranizację. Faktycznie nie jest ona najlepsza, ale mimo wszystko radzę sięgnąć po książkę, bo może Cię mile zaskoczyć.
Abi ma sporo racji. Twórcy filmu przy dużej ilości scen zapomnieli o wyjaśnieniu przez co film wiele traci. Ci, którzy książkę mieli za sobą przeważnie nie zwracali na to uwagi.
Co do samej książki: nauczyłam się nie oceniac książki po jej ekranizacji, ponieważ rzadko kiedy dorasta jej do pięt.
Książki nie czytałam, ale film oglądałam kilka dni temu. Kostiumy były rzeczywiście przerysowane i efekty dosyć słabe. Fabuła trochę naciągana i czasami bez sensu, ale nie był to najgorszy film w moim życiu.
Widziałam, podeszłam do filmu bardzo emocjonalnie i mi się podobał, choć nie jest to super produkcja i nie poszłam do kina drugi raz. Ale nie wspominam tego jako traumy – w kilku momentach nawet sobie popłakałam. Takie filmy są dobre dla fanów książki – bo to fani najsilniej będą ekranizację odczuwali.
książek jeszcze nie czytałam, choć po wszystkich ochach i achach się nad tym zastanawiam cały czas
na film się nie wybiorę, dopóki nie przeczytam książek… więc nie mam pojęcia czy i kiedy to nastąpi ;]
Książkę właśnie skończyłąm czytać i mi się podobała, nie wiem jeszcze jak ma się do filmu, ale mam zamiar to niebawem sprawdzić. Za to na Twoim miejscu nie skreślałabym książki, bo ekranizacje często wypadają o wiele gorzej, często nijak mają się do danej książki
Książkę zaczęłam czytać i odłożyłam na wieczne nigdy. To co jest dla "wszystkich" nie jest "dla każdego". Dla mnie to, coś co do mnie nie przemawia. Filmu nie widziałam ,więc interpretacje powieści trudno mnie ocenić, tylko i wyłącznie z recenzji.
Nie podobał mi się całkowicie ten film, za to książki bardzo lubię i polecam.
Nie widziałam jeszcze ani filmu, ani książki. Ale ten pierwszy chętnie zobaczę. Mam nadzieję, że nie będzie dla mnie traumatycznym przeżyciem.
Dla mnie film był trochę nudny, bo nic mnie nie zaskoczyło po przeczytaniu książki. Jeden plus – film został dokładnie odwzorowany na książce.
Czytałam książkę i podobała mi się niezmiernie, dlatego jej nie skreślaj
A co do filmu, to poważnie się zastanowię, choć mam wielką ochotę na jego obejrzenie
Książka jest zdecydowanie lepsza od filmu, a sam film może rzeczywiście rozczarowywać przede wszystkim tych, którzy nie czytali książki. Aktorzy zostali zupełnie źle dobrani i to właściwie wiele rzeczy zepsuło… Pozdrawiam!!
Najlepiej przeczytać książkę a potem dopiero oglądać film ;>
Absurdalny pomysł, hm? Nie pisząc długo: Podłoże historyczne? Podczas wojny, możesz mi wierzyć, że działy się o wiele gorsze rzeczy, a takie jak to, to drobnostka. Każda opowieść, historia nam coś przekazuje, i nie należy jej krytykować, zanim się ją zrozumie. To tyle.
Całkowicie się nie zgadzam. Nie zrozumiałeś fabuły. Ale dobrze każdy ma swoje zdanie. Ja uwazam ze to światny film. Ksiażka jeszcze lepsza ale cóż. Wymagasz za dużo od Garry'ego Rossa.
,,Te kolorowe stroje i fikuśne lokacje przypominają raczej domek dla lalek niż postapokaliptyczny świat"
Niby tak. Ale te ,,kolorowe stroje" w Kapitolu to jest u nich moda.
Nie zrozumiałeś fabuły, a tym krajem rządzi Kapitol, nie jeden z dystryktów.
Założę się, że nie masz pojęcia jak w ogóle nazywa się kraj w którym akcja się rozgrywa.
Mi się bardzo spodobał i film i książka a ty za dużo wymagasz to jest film dla dzieci jakby włożyli tam sceny z nie wiadomo jakiego horroru to nikt by tego nie oglądał każdy ma swoje zdanie ale nie można od razu oceniać pochopnie ty po prosty nie zrozumiałeś przekazu tej opowieści ona miała pokazać jak nie którzy ludzie potrafią się bawić ludzkim życiem i nauczyć dzieci jak to wżyciu tak naprawdę