|
6/6 tl; dr Świat Dysku w bardzo atrakcyjnej odsłonie |
Po kilku miesiącach przerwy wracam do mojego ulubionego literackiego uniwersum – Świata Dysku. Absurdalna kraina stworzona w wyobraźni Terrego Pratchetta po raz kolejny boryka się z nie lada problemem. Mieszkańcy płaskiego świata chyba nie znali mądrości ludowej nakazującej uważać na życzenia. No i się doigrali… spełnili odwieczne marzenie ludzkości o nieśmiertelności, pokonali ŚMIERĆ… a raczej ŚMIERĆ wyleciał z roboty!
No co, każdemu może się zdarzyć zatarg z szefem. Mroczny żniwiarz po raz pierwszy od… no od bardzo dawna ma czas na wakacje. Spędza je w ogrodniczkach i słomkowym kapeluszu na farmie panny Flitworth.
A tym czasem na Niewidocznym Uniwersytecie w Ankh-Morpork wszyscy wyczekują go z niecierpliwością, ciastkami i tymi śmiesznymi rozwijającymi się gwizdkami. Dla maga, który zna wiele tajemnic wszechświata zbliżająca się ŚMIERĆ to nie powód, żeby odmówić sobie ostatniego porządnego posiłku w gronie przyjaciół. Niestety przyjęcie pożegnalne nie udaje się, gość honorowy jak wiecie ma już inne sprawy na głowie.
Siła życiowa, która zostaje na swoim miejscu wzbiera niczym rzeka po napotkaniu tamy, ciśnienie rośnie a przecieki skutkują najróżniejszymi konsekwencjami. Od uciekających spodni czy inwazji wózków sklepowych, po stowarzyszenie zombie walczące o prawa nieumarłych. Swoją drogą argument, że delikwent nie oddycha nie usprawiedliwia nikogo do zamieszkania w jego pokoju ma nawet odrobinę sensu.
Miasto i cały Świat Dysku pogrążają się w chaosie. Wbrew pokładanym w nich nadzieją magowie i kapłani nie wiedzą co się dzieje. Co nie przeszkadza im w ruszeniu na misję ratunkową. W końcu dobry mag nie może dopuścić do tego, żeby brak pewności stał się przeszkodą.
Jak zwykle Terry Pratchett pod płaszczykiem absurdalnie śmiesznej historii przemycił nieco głębszych przemyśleń. Tym razem tematyka wyjątkowo niesprzyjająca wygłupom rodem z Monthy Pythona a mimo to udało się je połączyć z przemijaniem i nieco sentymentalną nutą. Wszyscy fani Pratchetta z pewnością wiedzą, że nie każda książka trzyma równy poziom. Ta z pewnością należy do jego najlepszych osiągnięć. Bohaterzy są wyraziści, oryginalni, absurdalni i autentycznie śmieszni. Nie ma scen dopisanych na siłę, przede wszystkim nie ma pojawiających się czasami schematów.
Myślę, że ta recenzja „Kosiarza” Terrego Pratchetta już wykorzystała wszelki limit komplementów. Wkrótce na blogu kolejne książki ze „Świata Dysku” mam nadzieję, że równie udane. Liczę też, że mój bezkrytyczny stosunek nie odniesie odwrotnego efektu od zamierzonego i ktoś jednak sięgnie po mojego ulubionego pisarza.
Cześć. Jestem Darek i to ja tutaj bloguję. Zostań moim kumplem korzystając z przycisków u góry. Będzie mi miło właśnie z Tobą porozmawiać o kulturze w bardziej osobisty sposób niż tutaj - na blogu.
Jedna z moich ulubionych części Świata dysku, uwielbiam ŚMIERĆ, jakkolwiek to brzmi;)
hehe a ja nie sięgnęłam do tej pory po książki z tego cyklu
i w sumie w ogóle mnie do tego nie ciągnie ;]
Nie czytałam żadnej z książek tego autora, a może czas najwyższy po coś sięgnąć.
Cykl o ŚMIERCI jest idealnym wyborem na rozpoczęcie przygody z Pratchettem. Pierwsza książka z tej serii to Mort
Również nie miałam styczności z jego twórczością, choć od dawna słyszę o nim bardzo pochlebne opinie. Dodatkowo lubi ponoć koty i poświęcił im nawet jakąś pozycję, wiec tym bardziej muszę w końcu po niego sięgnąć
Świetna książka, a ŚMIERĆ to, oczywiście, moja ulubiona postać
Pozdrawiam!
w życiu nie przeczytałam nic tego autora, ale jak tylko wrócę z wakacji to szybko polecą do biblioteki.
pozdrawiam
ŚMIERĆ jest jedną z moich ulubionych postaci zaraz obok Babci Weatherwax i Niani Ogg .
Kosiarza oczywiście mam i czytałam , przypomina mi się scena gdy Bili Brama ( Śmierć )każe czytać kogutowi kuku ryku
Pozdrawiam