![]() |
Recenzja książki: 4/6 Ciekawy zbiór anegdotek. Raczej dla geeków. |
Czas najwyższy przyznać się do czegoś. Jestem geekiem. Ciągle coś grzebię w komputerze, śledzę nowinki branżowe, testuje najnowsze oprogramowanie i ciągle wciskam najbardziej aktualne wersje swoim znajomym. Jestem tym typem gościa, który na pytanie dziewczyny „Co sądzisz o tym komputerze?” odpowiada „Ma dobry procesor, wydajną kartę graficzną, pojemny dysk twardy, ale testy wskazują na wysoką awaryjność laptopów tego producenta” zamiast oczekiwanego „Ładny jest” ;)
Właśnie dlatego nie wahałem się długo po otrzymaniu e-maila od Katy Melk z prośbą o recenzję jej debiutanckiej książki. „Za firewallem” opowiada o pracy w firmie z sektora IT. Chociaż sam nie mam dużo wspólnego z programowaniem to ten temat zawsze mnie interesował. Możliwość podpatrzenia procesu tworzenia oprogramowania, z którego korzystamy na co dzień wydała się być bardzo interesująca. Chciałem sprawdzić czy moje wyobrażenia o informatykach zbudowane na podstawie internetowych memów i żartów są trafne.
Książka opisuje co działo się w wytwórni oprogramowania w ciągu kilku tygodni przed oddaniem bardzo ważnego projektu w ręce klienta. Biuro zapełnia cała gama ciekawych, charakterystycznych postaci. Jedni bohaterowie mają sporo wspólnego ze stereotypowym informatykiem, inne bohaterki wręcz przeciwnie. Akcja toczy się dosyć szybkim tempem od jednej biurowej anegdotki do następnej. Nie straszy czytelnika branżowym slangiem i terminami, za to sporo w niej śmiesznych przezwisk i trafnych porównań do rzeczy znanych nie-informatykom. Kto by pomyślał, że w poważnej firmie pracują teletubisie i mają bardzo ważną rolę do spełnienia? Kata Melk ma lekkie pióro, sporo dystansu i zdrowej autoironii. Książka jest bardzo przyjemna w odbiorze i zapewnia dobrą rozrywkę, tylko bardzo krótką…
Książka ma zaledwie 90 stron. Składa się z 15 niezbyt obszernych rozdziałów. Nie ma rozbudowanej fabuły jako takiej. To raczej zbiór anegdotek, co prawda wszystkie kręcą się wokół jednego ważnego zlecenia, ale to wiele nie zmienia. Według mnie takie teksty o niebo lepiej pasują na bloga branżowego a nie koniecznie do tradycyjnej książki.
Czytając książkę autorka ciągle stara się nas utwierdzić w przekonaniu, że opisuje prawdziwe realia pracy w korporacji. Wymyśla przezwiska i kryptonimy, żeby ukryć tożsamość szefostwa, nazwę firmy, jej produktów i kontrahentów. Wszystkie te zabiegi nie przekonały mnie ponieważ brakuje tutaj jakichkolwiek negatywnych aspektów bycia informatykiem. Książka jest oparta na faktach, ale tylko tych które spodobają się szefostwu i współpracownikom autorki. Jeżeli atmosfera w miejscu pracy Autorki jest naprawdę tak dobra jak opisuje to chciałbym ją serdecznie przeprosić i poprosić o kontakt do działu HR
Liczę na zrozumienie moich wątpliwości. Hojny i wyrozumiały szef, przyjacielscy współpracownicy, szczere chęci do odrabiana morderczych nadgodzin, pomocny geniusz zawsze chętnie naprawiający błędy innych… Sami widzicie, że brzmi to jak baśń a nie polska rzeczywistość.

Książkę mogę polecić każdemu geekowi. Nikt zainteresowany komputerami nie odłoży tej książki na półkę z poczuciem zawodu. Reszta czytelników lubiących nieco ironii i dobrego poczucia humoru również nie powinna żałować. Ostrzegam, lektura skończy się zanim się obejrzycie nie tylko z powodu sprawnego pióra, ale przede wszystkim nikłej objętości.
Może być ciekawa
No nie wiem.
Czytałem i nie rozumię, czym się tu zachwycać. Książka jest po prostu przeciętna.
Książka jest po prostu dobra. Ani rewelacyjna, ani wybitnie skiepszczona. Myślałem, że recenzja i ocena mniej więcej to wyrażają
O żadnych zachwytach nie ma mowy
Jako, że pracuję w branży IT z ciekawością sięgnę po ten tytuł, chociaż recenzja nie pozostawia złudzeń – majstersztyk to to niestety nie jest:)
Jutro na moim blogu rozpocznie się konkurs. Do wygrania aż 5 egzemplarzy książki "Za firewallem"
Chętnie przeczytam, może poprawi mój osobisty pogląd na informatyków z którymi łatwiej mieć na pieńku niż ich lubić;)