Recenzja książki „Piąty Elefant” Terry`ego Pratchetta – 3/6
Chociaż w chronologii Pratchett`owskiej serii o Straży Miejskiej Ankh-Morpork to nie jest ostatnia książka, to właśnie ją zostawiłem sobie na deser. I bardzo dobrze bo ostatnia jak dotąd książka „Niuch” była nie do przełknięcia. Ta książka, chociaż średnia, była o niebo lepsza od ostatniej, ale niestety gorsza od książek rozpoczynających cykl: „Straż! Straż” i „Zbrojni”.
Dostrzegłem w tej książce dużo cech za, które uwielbiam Pratchetta. Przede wszystkim niebanalne i absurdalne pomysły. Być może wiecie już, że Świat Dysku to płaska ziemia oparta na grzbietach czterech słoni, które stoją z kolei na grzbiecie potężnego żółwia?
Jeżeli macie takie informacje o Świecie Dysku to czas najwyższy je uaktualnić. Słoni kiedyś było pięć! Jeden z nich jednak spadł z żółwia i niezwykle pechowo rozbił się o powierzchnię ziemi, którą miał podtrzymywać.
Szmal(ec)
Tak powstał Chocapic… znaczy złoża smalcu. Niezwykle cenne złoża smalcu. Właściwie bezczelnie bezcenne złoża smalcu. Pech chciał, że miejsce pradawnej tragedii nie przynosi całkiem realnych profitów bogatemu Ankh-Morpork, a nieokrzesanym zagraniczniakom o dziwnej kulturze i języku.
Jak tu się dostać to tych nomen omen tłustych złóż? Wojna to byłoby zbyt prostackie rozwiązanie – kanały dyplomatyczne wydają się być o wiele lepszą drogą. Misja stworzenia korpusu dyplomatycznego przypada znanemu z poprzednich książek komendantowi Vimesowi.
Barwne postaci rzucone w sam środek absurdalnych sytuacji – można się pośmiać. To niewątpliwa zaleta.
Wady? Raczej jedna. WTÓRNOŚĆ. Odnoszę wrażenie, że Pratchett porusza ciągle jeden temat. Równości i równouprawnienia, piętnowania polityki i ośmieszania stereotypów.
Jak zwykle to wyśmiewani i niedoceniani zagraniczniacy okażą się mądrzejsi i bardziej honorowi niż zepsute Ankh-Morpork, a wszystko skończy się miło i szczęśliwie. Naprawdę nie jestem rasistą, ale czuję przesyt tym umoralnianiem na siłę. Czasami czuję się jakby Pratchett miał swoich czytelników za niemoralnych tępaków.
Czytając naprawdę mam nadzieję, żeby jakaś ciemiężona w Świecie Dysku rasa okazała się naprawdę zła, a nie zbyt nieśmiała na pokazanie swojego prawdziwego oblicza. Tej serii przydałoby się prawdziwe trzęsienie ziemi, ulice powinny spłynąć krwią a normy moralne mogłyby stracić swoją idealną ostrość. To się robi nudne po prostu.
Co nie zmienia faktu, że Pratchetta jak najbardziej polecam. Jeżeli nie przesadzicie z dawkowaniem to nie odczujecie tego co ja Warto czytać od początku i przestać jak zaczniecie się nużyć. Naprawdę z tomu na tom jest coraz gorzej i nie ma co żałować, że się nie dokończyło serii. Warto jednak znać Pratchetta ze szczytowej formy.
- Straż! Straż!
- Zbrojni
- Na glinianych nogach
- Bogowie, honor, Ankh-Morpork
- Piąty Elefant
- Straż nocna
- Łups
- Niuch